Moje Liceum ma już pół wieku. Ileż to lat upłynęło od chwili, gdy opuściliśmy mury szkoły? Dla moich koleżanek i kolegów - to lat dziesięć. Dla innych dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt. Dla młodszych tylko kilka.
Zamiast wstępu posłużę się słowami mało znanej poetki, które utrwaliły mi się w pamięci :
"Jakoś szaro, jakoś nudno,
chociaż życie przyspieszonym niby tętnem drga.
Niby tłumno na ulicach, a bezludno,
Bo twarz każda choć znajoma, a nie ta.
Pozmieniali się "ludziska" ".
Gdy przerzucam most wspomnień nad minionym czasem, spoglądam wstecz, zawsze sięgam pamięcią do okresu pobytu w szkole średniej. Szczenięce to były lata, ale jakże radosne. Los człowieczy wije się i plecie różnymi drogami. Dla jednych radośnie, szczęśliwie, wieńczony jest sukcesami. Innym stwarza problemy, ale zawsze wiąże się z czasem minionym, z czasem, w którym młody człowiek był "nauczany". Mam pełną świadomość tego, że moje miejsce w życiu, wybór zawodu zawdzięczam Pedagogom Liceum im. Stefana Żeromskiego.
A jacyż to byli Profesorowie!
Byłem uczniem klasy o profilu biologiczno-chemicznym, której wychowawczynią była Pani Profesor Ewa Moskalek - germanistka. Osoba młoda, ładna, niezwykle energiczna i błyskotliwa. Cechy Jej osobowości i wiedza budziły szacunek i uznanie, a umiejętność postępowania z uczniem cementowała klasę.
Dyrektorem Szkoły w tym czasie była mgr Halina Pytel. Pozostanie w mojej pamięci jako osoba niezwykle aktywna zawodowo, ruchliwa, doskonała organizatorka, zawsze znajdująca czas i energię na działanie. Z panią mgr Urszulą Kwiecień pełniącą funkcję zastępcy dyrektora tworzyły wspaniały duet.
Pracownia polonistyczna zawsze kojarzyć mi się będzie z kobietą piękną, o wysokiej kulturze osobistej - Panią Profesor Alicją Wleciał. Zapisała się w mojej pamięci jako wspaniała polonistka, która cudownie prowadziła zajęcia, nigdy nie podnosiła głosu, nie okazywała gniewu czy zdenerwowania. Oszczędna w ruchach, bardzo wytworna w zachowaniu - żadnej zbędnej gestykulacji. Taką Ją zapamiętałem. Prócz obowiązkowych zajęć, społecznie prowadziła zajęcia kulturalno-oświatowe. Wyłaniała talenty artystyczne, stwarzała możliwość artystycznego "wyżycia się" poprzez organizowanie zespołów recytatorskich, teatralnych. Zostaliśmy przez Nią "zarażeni teatrem". Uczestniczyliśmy razem z Panią Profesor przynajmniej raz w miesiącu w spektaklach teatralnych. "Wsiąkałem" w teatr powoli i nie mogłem się wyzwolić spod jego przemożnego uroku.
Już w pierwszej klasie licealnej założyliśmy wspólnie z kolegą Radkiem Molendą - kabaret. Docent - bo tak nazywali Radka przyjaciele, podówczas młody, a już pochylony, z dużą grzywą ciemnych włosów, z ujmującym uśmiechem, uścisnął moją dłoń i powiedział : wspaniale Rafał - działamy. Pisaliśmy wspólnie teksty opierając się na takich mistrzach jak : Tuwim, Hemar, Słonimski, Jurandot. Wiadomo - "kabaret tekstami stoi". O ile pamięć mnie nie zawodzi, występowaliśmy z dużym powodzeniem. Nastrój podczas występów był świetny. Na widowni "skrzyło się i perliło" humorem i śmiechem.
Wracam do dalszych wspomnień o profesorach. Matematyki uczyła nas Pani Profesor Maria Mizgała. Postać niezwykła, osoba wielkiego serca i umysłu. Dzięki Jej cierpliwości i wyrozumiałości matematyka dla wielu uczniów przestawała być "czarną magią".
Osobą, która wzbudziła we mnie głęboką wiarę i przekonanie, że powinienem wybrać przyrodniczy kierunek studiów i ... właściwie zdecydowała o mojej pracy w przyszłości była Pani Profesor Ewa Tęcza - osobowość niezwykle barwna i oryginalna. Jej cechy osobiste, prostolinijność, skromność we wszystkim co Jej dotyczy, a przy tym ogromna, rzetelna wiedza, zdobyły serce nie tylko moje. Pani Ewa - biolog, przyrodnik, wielki znawca i miłośnik natury, wszystkiego co żyje i rośnie, zafascynowała nas biologią, anatomią, potem etymologią, zielarstwem, zoologią. Zbieraliśmy i suszyliśmy rośliny, robiliśmy zielniki, kolekcjonowaliśmy motyle i owady, szukaliśmy w każdym nowym miejscu oryginalnych, unikalnych zwierząt, roślin, drzew. Czytaliśmy dodatkowe publikacje naukowe, tłumaczyliśmy nawet ciekawsze artykuły fachowej literatury obcej. Jeździliśmy na ciekawe odczyty i seminaria organizowane przez Uniwersytet Śląski i Akademię Rolniczą w Krakowie. Pozostały mi w pamięci urocze rozmowy przeprowadzone z Panią Profesor, barwne opowiadania, a przede wszystkim fachowe rady. To dzięki nim zawiodłem wprawdzie rodziców, którzy chcieli mieć syna w białym kitlu, ale sądzę, że nie zrobiiłem zawodu swojej mistrzyni. Ukończyłem Akademię Rolniczą w Krakowie - Wydział Zootechniki zaliczając równocześnie studia pedagogiczne. Pracuję w Wojewódzkim Ośrodku Doradztwa Rolniczego, jako Kierownik Działu Produkcji Zwierzęcej. Dużo publikuję w pismach fachowych. Na bieżąco współpracuję z Akademią Rolniczą w Krakowie. Uważam wybór zawodu za właściiwy. Lubię swoją pracę i dodam nieskromnie, że jest ona wysoko oceniana.
Ukończyłem klasę o profilu bilogiczno-chemicznym, a więc już w tytule mieści się przedmiot, który był i jest niezwykle przydatny w mojej pracy zawodowej.
Zajęcia z chemii prowadziła Pani Profesor Krystyna Micińska. Cechowała Ją raczej rezerwa niż wylewność. Niczym szamanka hipnotyzowała nas wszystkich swoimi fijołkowymi oczyma. Była niezwykle wymagająca. Swoich godzin pracy nie liczyła i tego samego wymagała od uczniów. Jej głos, oczy, sposób mówienia sprawiały, że zawsze poddawaliśmy się Jej nakazom, wykonywaliśmy polecenia i ... byliśmy świetnie przygotowani z wykładanego przez Nią przedmiotu.
Nie sposób napisać o wszystkich nauczycielach, chociaż wszystkich pamiętam i wspominam. Może jeszcze kilka słów o tych "pośrednio" związanych z ukończonym kierunkiem. A więc - niezapomniani "Trzej Muszkieterowie" - Profesorowie Jan Brud, Józef Szuścik i Adam Krzywdziński. Pierwszy z wymienionych - fizyk, przystojny, wysoki, o przypruszonych siwizną włosach, prowadził wykłady ciekawie, z niezwykłą pomysłowością i fantazją. Profesor Józef Szuścik, szalenie popularny wśród młodzieży, wielki miłośnik wojskowości i turystyki. Nauczył nas dyscypliny. Trzeci z "Muszkieterów" Profesor Adam Krzywdziński kojarzyć mi się będzie zawsze ze sportem i ... Jego mottem życiowym były słowa do nas kierowane - "Aby zostać człowiekiem trzeba dostać w d...ę". Chyba miał rację. Dostawaliśmy wycisk, ale wyniki sportowe były wspaniałe. Na wszystkich zawodach sportowych zajmowaliśmy czołowe miejsca. Pozostały mi w pamięci Jego opowieści ubarwione fantazją i anegdotami.
Jeszcze tylko - geograf - Profesor Franciszek Daniel. Prowadził oprócz przedmiotowych lekcji zespół muzyczny. Lgnęli do Niego wszyscy uczniowie, poświęcał im przecież wiele czasu i serca.
Jeszcze słowa - kochani - czytajcie!
"Wielką zaletą książki jest łatwość
z jaką można wracać do jej dowolnych fragmentów. Wystarczy ją zamknąć i jest się znów na początku"
To słowa Pani Profesor Ireny Imiołek, które można było usłyszeć, kiedy zaglądaliśmy do biblioteki szkolnej, a zaglądaliśmy często.
Wracając wspomnieniami do szkolnych lat spędzonych w liceum jestem głęboko wzruszony. Uważam, że był to najpiękniejszy okres mojego życia. Wszystko to co dzieje się w nim obecnie jest zasługą osób z którymi w "żeromskim" los mnie zetknął. Gorąco Im za przekazaną wiedzę, ofiarność, zaangażoowanie, słowem za trudną, niewdzięczną, czasem niedocenianą pracę - dziękuję.
|